sobota, 28 czerwca 2014

Iduna

Na kolejne Kufrowe wyzwanie przygotowałam złotą broszkę. W jej sercu znajduje się pastylka pirytu, wokół krążą wszystkie odcienie złota jakie znalazłam w swoich koralikowych zapasach, czyli Galvanized Starlight, Galvanized Yellow Gold oraz Light Gold. Nie mogłam się oprzeć i dodałam też czarne kryształki Preciosa, które przypominają mi pestki w jabłku. Jako baza posłużyła ekoskórka w kremowym kolorze. Jak myślicie: czy gdy przypnę sobie tą broszkę do klapy marynarki stanę się nieśmiertelna jak bogowie po zjedzeniu złotych jabłek Iduny?





piątek, 20 czerwca 2014

Przy świecach

Kolczyki, które dzisiaj pokazuję nie mają w sobie nic ognistego. Czarne, klasyczne i monochromatyczne - żadnych fajerwerków. Powstawały jednak w sposób dość nietypowy, bo przy świecach. Niestety, energetykom święto nie przeszkadza i postanowili dzisiaj wieczorem wyłączyć mi prąd na 5 godzin. Cóż miałam zrobić... Zapaliłam mnóstwo świec, a na głowę założyłam "ufoka" i szyłam. Pewnie teraz zastanawiacie się co to jest "ufok"? Nazwałam tak latarkę, którą zakłada się na głowę albo na kask, taką jaką noszą górnicy. Jak ma się ją na głowie, to wygląda się jak świecący ufoludek:-) 

Całe to poświęcenie włożone w wykonanie kolczyków ma swój powód, bo zgłaszam je na konkurs do Szuflady, jak zwykle prawie w ostatniej chwili.






niedziela, 15 czerwca 2014

Kolejne węże

Pierwszy wąż powstał z Empikowej mieszanki koralików w kolorze srebra, złota i miedzi. Mimo takiego połączenia bransoletka nie wyszła zbyt nachalna - koraliki są w ciekawym satynowym wykończeniu. Szkoda, że Toho takich nie produkuje.


Kolejna, jeśli dobrze pamiętam, jest przerabiana na 10 koralików w rzędzie. Troszkę się zapadała, więc wypełniłam ją okrągłym bawełnianym sznurkiem. W bransoletce zutylizowałam 20 g "krzywulcowych" koralików, które nie znając się jeszcze kupiłam na początku mojej koralikowej przygody. Szkoda mi było żeby się zmarnowały, bo mają piękny, połyskujący benzynkowy kolor. Według mnie efekt końcowy jest całkiem ciekawy.


czwartek, 12 czerwca 2014

O szyciowych wprawkach

Krzyczcie na mnie, stawiajcie jedynki i wręczajcie nagany! Na blogu ostatnio prawie nic się nie pojawia i nie jest to kwestia braku czasu czy braku natchnienia (choć z tym drugim od pewnego czasu mam znaczący problem). Dlatego należy mi się od Was porządna bura. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

Dzisiejszy post jest o szyciu. Na początek chcę się pochwalić, że umiem już obsługiwać maszynę do szycia - zarówno stębnówkę, jak i owerlok. Od dawna miałam w planach opanowanie tej umiejętności, ale jakoś nie mogłam się do tego zabrać. Przyznam się, że bodajże w lutym zakupiłam z mamą owerlok i od tamtego czasu stał sobie nieużywany, a nawet nie przetestowany czy działa. Za to stębnówkę miałam w domu już od dawna. W sumie to niezła staruszka, bo maszyna ma minimum 25 lat i nadal działa bez zarzutu (moja mama stwierdziła, że maszyna była już w domu, gdy się urodziłam, a ja całkiem niedawno skończyłam 25 lat). W ubiegłym tygodniu nie miałam już wyjścia, bo trzeba było na szybko zwęzić bluzkę na owerloku. Mama nie bardzo sobie radziła z nowoczesną maszyną (przesiadła się z tej "25-cio latki"), więc do akcji wkroczyłam ja rzucając się od razu na głęboką wodę - ścieg 4-nitkowy. Po dwóch godzinach walki z naprężaniem nitek uświadomiłam sobie dwie rzeczy:

1. należy pamiętać o opuszczaniu stopki,
2. trzeba dokładnie wkładać nitkę pomiędzy talerzyki znajdujące się przy pokrętle do ustawiania naprężania.

Resztę robiłam dobrze. Głupie błędy - prawda? Sama się z siebie śmiałam.

Dalej poszło już łatwiej (bluzkę oczywiście udało się zwęzić): 

ścieg 3-nitkowy - łatwizna, opanowany!
25-cio letnia stębnówka - opanowana!

Przede mną jeszcze ścieg rolujący na owerloku, ale tą sztukę zostawiam sobie na później.

Posiadając nowe umiejętności w międzyczasie zabrałam się za szycie spodni. Tak to wygląda przy pracy na owerloku:

Niestety zdjęcie kiepskiej jakości, ciemne, bo tymczasowo maszynę
ustawiłam na stole w jadalni i jak widać z tyłu jest okno.
A tutaj nasz zabytek. Jest strasznie ciężka i trudno ją gdziekolwiek
przenieść, więc do zdjęcia zapozowała w domowej graciarni.
Już niewiele mi brakuje do skończenia spodni. Muszę tylko wszyć zamek oraz podwinąć nogawki i moje ukochane spodnie typu palazzo będą gotowe.

Mam nadzieję, że lubicie takie "warsztatowe posty", bo po prostu musiałam się pochwalić tym, że zaczynam moją szyciową przygodę.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...