Dzisiaj szybko, bo dosłownie padam na twarz. Broszka powstała na wyzwanie w Szufladzie, ale niestety nie została zgłoszona. Powód był prozaiczny - broszka nie doczekała się zdjęć. Sesję mogłam zrobić dopiero wczoraj wieczorem i jak na złość w momencie, gdy rozstawiłam namiot wyłączono prąd w całej mojej miejscowości... na kilka godzin... Jakby im było mało wyłączania prądu w Boże Ciało. To już przegięcie.
Ogólnie dzisiejszy dzień był do bani. Z samego rana przejechałam się na darmo po 20 km w jedną i drugą stronę. Miałam umówioną wizytę u lekarza, ale pani doktor tak po prostu nie przyszła sobie do pracy. Nawet nie poinformowała przychodni, więc panie z rejestracji nie zdążyły do mnie zadzwonić... A zdarzyło się to już drugi raz z rzędu. Efekt: przepisałam się do innego lekarza. Potem już było "prywatnie" do bani, więc opisywać nie będę. I oczywiście na wszystko brakuje mi w tym tygodniu czasu. Nie wspominając już nawet o lekcjach szkółki...
Kochana - limit "do bani" wyczerpany, teraz już wszystko będzie ok i z górki :) Głowa do góry!
OdpowiedzUsuńA broszka śliczna :)
Masz rację Tobatko, dzisiaj jest już dużo lepiej! Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńTakie pechowe kombo niestety często się zdarza, dobrze, że broszki nie dotknęło i wyszło cudna!
OdpowiedzUsuńPrzepiękna, delikatna koronka, bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuń